Sylwetki



QUENTIN TARANTINO I JEGO ŚWIAT



Quentin Tarantino to jeden z najbardziej utalentowanych i z pewnością genialnych współczesnych reżyserów na świecie. I chociaż nie ukończył żadnej szkoły filmowej, a jedynie - a raczej przede wszystkim dlatego - "uczył się" zawodu, oglądając niezliczone ilości filmów wszystkich gatunków, jego kunszt filmowy można porównać z takimi mistrzami jak Brian De Palma, Alfred Hitchcock, Sergio Leone czy - mimo że to przedstawiciele zupełnie innego rodzaju kina - Robert Altman oraz Ingmar Bergman.



Urodził się 27 marca 1963 roku w Knoxville w stanie Tennessee w USA. Zmarł w…he he, żyje i ma się dobrze:) Jego matka, Connie, urodziła go w wieku szesnastu lat, co oczywiście miało duży wpływ na jego dalsze życie. Jaki? Taki, że Connie, starsza jedynie kilkanaście lat, traktowała go bardziej jak brata niż syna, przez co Quentin miał większą swobodę. I właśnie dzięki temu już w dzieciństwie obejrzał setki filmów, także takich, z którymi nie powinien mieć do czynienia kilkuletni chłopiec. Matka zabierała go do kina na różne seanse (np. w wieku dziewięciu lat obejrzał brutalne „Wybawienie” Johna Boormana). Filmy stały się miłością jego życia, nieodłącznym towarzyszem, a później inspiracją. Kiedy miał szesnaście lat, za przyzwoleniem matki, rzucił szkołę, której nienawidził. Zaczął pracę biletera w kinie pornograficznym, ale szybko został z niej wyrzucony, kiedy odkryto, że nie ma osiemnastu lat. Kilka lat później zatrudnił się w wypożyczalni kaset video, miejscu, które stało się dla niego prawdziwym rajem na ziemi, ponieważ mógł oglądać najróżniejsze filmy.

W końcu zapragnął kręcić własne. Pierwsza próba – „Urodziny mojego najlepszego przyjaciela” z 1985 roku – nie do końca się udała, ponieważ znaczna część filmu uległa zniszczeniu.

Urodziny mojego najlepszego przyjaciela
Potem napisał scenariusz, który zatytułował „Open Road”. Teks jednak był zbyt długi, więc przerobił go na dwa: „Urodzonych morderców” i „Prawdziwy romans”. „Urodzonych morderców” (1994) sprzedał Oliverowi Stone’owi, reżyserowi, którego bardzo cenił. I na którym zawiódł się – Stone zmienił tekst tak bardzo, że Tarantino zażądał wykreślenia jego nazwiska z czołówki (skończyło się jednak tym, że widnieje tam jako pomysłodawca). Z kolei za „Prawdziwy romans” (1993) wziął się Tony Scott, reżyser znany m.in. z „Top Gun”. Tutaj Q.T. był zadowolony, choć bardziej interesował go kolejny scenariusz, który napisał – pieniądze za „Prawdziwy romans” miały iść na realizację „Wściekłych psów”. Projektem zainteresował się producent Lawrence Bender oraz aktor Harvey Keitel i tak budżet filmu wzrósł do półtora miliona. Powstał film przełomowy, mimo że oparty na ogranych schematach, które jednak w ujęciu Tarantino zyskały nowy wymiar.


Prawdziwy romans


Urodzeni mordercy



Wściekłe psy

Dwa lata później, w 1994, powstał jego najsłynniejszy i najlepszy film – „Pulp Fiction”. Tarantino był za niego nominowany do Oscara w kategorii „najlepszy reżyser”, a statuetkę Akademii otrzymał za scenariusz. Co oczywiście wzbudziło kontrowersje i oburzenie. Niesłusznie, bo to tekst wybitny, prawdziwie oryginalny. A oburzenie powinien wywołać inny fakt: razem z Tarantino Oscara dostał Roger Avary. I to jest sprawa, która dręczy mnie. Powiem więcej: posunę się nawet do tego i nazwę Avary’ego skurwysynem. Dlaczego? Ponieważ nie powinien dostać tej nagrody. Jak wiadomo, film jest w gruncie rzeczy podzielony na trzy historie – dwie z nich wymyślił Tarantino, a jedną Avary. I Avary figuruje jako współpomysłodawca – tak powinno być, to nie ulega wątpliwości. Ale jedynym scenarzystą, facetem, który napisał dialogi, stworzył postacie oraz akcję jest Tarantino. Avary wymyślił, o czym ma być jedna historyjka, ale na papier przelał ją Quentin. Więc za co Avary miał dostać Oscara? Tym bardziej, że w czołówce nie występuje jako współscenarzysta. Po prostu odezwał się, kiedy doszły go słuchy, że scenariusz „Pulp Fiction” został nominowany do Oscara. Za tym, że na pewno na niego nie zasługiwał świadczy jeszcze to, że jego kolejne filmy czy same scenariusze są bardzo kiepskie – by chociaż wspomnieć o debilnym (od czasu do czasu będę rzucał tutaj jakieś mocniejsze słówko a la Tarantino:)) filmie pt. „Mr. Stitch”

Pulp Fiction
Po „Pulp Fiction” przyszła pora na film nowelowy pt. „Cztery pokoje” (1995) (Tarantino był reżyserem, scenarzystą i aktorem w jednym z segmentów). To raczej ciekawostka, a nie właściwe dzieło. Wtedy też wyreżyserował jeden odcinek popularnego serialu „Ostry dyżur”. Potem była „Jackie Brown” (1997) – dla jednych rozczarowanie, dla innych po prostu nowy etap w karierze Tarantino. A potem cisza – na sześć lat, jeśli oczywiście nie liczyć scenariusza do filmu Roberta Rodrigueza „Od zmierzchu do świtu” (1996), gdzie Quentin zagrał też jedną z głównych ról. 

Cztery pokoje
Jackie Brown
Od zmierzchu do świtu

Do reżyserii wrócił w 2003, kręcąc zupełnie odjechanego, iście postmodernistycznego „Kill Bill’a”. Film podzielił na dwie części – rok później mogliśmy oglądać część drugą, która różniła się diametralnie od „jedynki”: była bardzo spokojna i wyważona.

Kill Bill, vol.1
Kill Bill, vol.2
Następnie wyreżyserował jedną scenę w „Sin City” Roberta Rodrigueza i Franka Millera z 2005 roku – przez wielu uważaną za jedną z najlepszych w filmie. W tym samym roku wyreżyserował dwa odcinki (jedna historia podzielona na dwie części) serialu „Kryminalne zagadki Las Vegas”. 

Sin City
Potem przyszła pora na „Death Proof” (2007), które było częścią projektu „Grindhouse”, realizowanego razem z Robertem Rodriguezem. Jak na razie, ostatnim filmem Tarantino są „Bękarty wojny” z 2009 roku, kino wojenne…trochę inaczej. W 2012 na ekrany kin ma wejść western „Django Unchained”
Death Proof
Bękarty wojny
Geniusz Tarantino objawia się przede wszystkim w świetnych dialogach - zarazem inteligentnych, śmiesznych i wulgarnych - oraz świetnym wyczuciu co do każdego elementu filmu, jak również umiejętnych nawiązaniach i zapożyczeniach z innych produkcji. Z ogranych schematów potrafi stworzyć coś oryginalnego. Dzięki czemu stał się czołowym przedstawicielem postmodernizmu w kinie. Wielu reżyserów robi albo próbuje robić coś podobnego, ale tylko Quentin doszedł do prawdziwego mistrzostwa. W świecie Tarantino wszystko na pozór wydaje się absurdalne, ale kiedy przyjrzeć się bliżej, łatwo zauważyć, że każdy fragment - choćby nie wiem jak dziwny - pasuje tam idealnie. Znakomitym tego przykładem jest "Pulp Fiction", najlepszy film Quentina i jedno z najważniejszych dzieł w historii światowej kinematografii. Film przedstawia kilka historyjek, których bohaterami są gangsterzy i najróżniejszej maści przestępcy i psychopaci. W prawdziwym świecie trudno byłoby znaleźć takich ludzi, ale do uniwersum Tarantino wpisują się oni idealnie. Najważniejszą postacią we filmie jest Vincent Vega, wyluzowany zabójca pracujący dla jednego z gangsterów. To właśnie Vincent łączy poszczególne opowieści. Można nawet powiedzieć, że to film o nim, fragment jego biografii, opowieść o ostatnich dniach życia. Razem z Julesem, którego można nazwać jego dopełnieniem, człowiekiem religijnym (na początku tylko takiego udaje, ale potem jest nim naprawdę) pełnią w "Pulp Fiction" jakby rolę Jezusa, przez co film można traktować jako swoistą biblijną przypowieść o walce Zła ze...Złem. Zresztą jest tu wiele nawiązań - ale nie nachalnych - do religii. Tarantino lubi bawić się w interpretacje, a co najważniejsze, potrafi je tworzyć. Teraz, oglądając niektóre filmy, patrzę na nie trochę inaczej. Podobnie jest z piosenkami, jak np. "Like a Virgin" Madonny. We "Wściekłych psach" pan Brązowy (grany przez samego Quentina) twierdzi, że ten utwór to naprawdę metafora dużego przyrodzenia. Słuchając go, trudno się z tym nie zgodzić. Z kolei "Top Gun" to według Tarantino film o mężczyźnie, który walczy ze swoim homoseksualizmem. Tą teorię można usłyszeć w komedii "Prześpij się ze mną" (znanej także jako "Dwoje czy troje") Rory'ego Kelly'ego. Genialna jest także wypowiedź Billa, Którego Trzeba Zabić na temat Supermana i Clarka Kenta. Mistrzostwo!

Jak już napisałem wcześniej - i jak zapewne wielu o tym wie - Quentin uwielbia nawiązywać do innych filmów, kopiować z nich sceny i dialogi oraz pomysły ("Kradnę z każdego filmu, co się da. Przywłaszczam sobie każdy pomysł, który mi się spodoba."). Wiele osób mogłoby to uznać - i uznaje - za plagiat. Jednak we współczesnym świecie, gdzie nie istnieje już oryginalność, z całą pewnością nie można powiedzieć, że to jest plagiat. Tarantino składa im hołd. Jim Jarmusch stwierdził, że nie ma czegoś takiego jak oryginalność, wszystko już zostało wymyślone. Po części zgadzam się z nim, a po części nie. Moim zdaniem oryginalność (choć w nie całkiem dosłownym znaczeniu) można znaleźć w filmach Quentina Tarantino. Zresztą, cudze pomysły w jego dziełach są często lepsze niż w oryginałach. Na przykład we "Wściekłych psach" Tarantino skopiował wiele scen z "Płonącego miasta" Ringo Lama, a sposób narracji wziął z "Zabójstwa" Stanleya Kubricka. Oba filmy są bardzo dobre, ale na pewno nie lepsze od debiutu Quentina. "Pulp Fiction" to film wzorowany na kieszonkowych powieściach, szczególnie gangsterskich i kryminalnych, a także na starych filmach klasy B i kilku bardziej ambitnych produkcjach. Tutaj również Quentin zamieścił kilka scen pochodzących z innych filmów. Homoseksualny gwałt na Marsellusie został wzięty z "Wybawienia" Johna Boormana. Scena, w której Butch, jadąc samochodem, dostrzega Marcellusa, pochodzi z "Psychozy" Alfreda Hitchcocka, a konkurs tańca - z "Amatorskiego gangu" Jean-Luca Godarda. Natomiast nieznana zawartość walizki to hołd złożony "Śmiertelnemu pocałunkowi" Roberta Aldricha. Nawiasem mówiąc, istnieje teoria, że w walizce, którą mieli odebrać Vincent i Jules znajduje się dusza Marcellusa. Świadczyć może o tym fakt, że walizka miała specyficzny szyfr: 666. Mogły być tam również diamenty ze skoku przeprowadzonego we "Wściekłych psach". Chociaż to chyba mało prawdopodobne, skoro we "Wściekłych psach" Marsellus odsiaduje dwudziestoletni wyrok (dowiadujemy się tego z rozmowy), a w "Pulp Fiction" jest wolnym człowiekiem. Ale czy tak potężny gangster nie mógł się wykupić? Bardzo prawdopodobne, że zrobił to u Szatana, oferując w zamian swoją duszę (później chciał ją odzyskać, wysyłając Julesa i Vincenta). Teorii jest wiele...A jeśli chodzi o cudze pomysły w filmach Tarantino, to najwięcej jest ich chyba w "Kill Bill-u". Strój, który nosi Uma Thurman miał na sobie także Bruce Lee w "Grze śmierci", natomiast maski Szalonych 88-semek pochodzą z serialu "Zielony szerszeń", w którym również występował Lee. Zarówno Pai Mei, jak i Hattori Hanzo to postacie znane ze starych filmów samurajskich i kung-fu. Sporo jest też nawiązań do spaghetti westernów Sergia Leone i innych reżyserów. Widać to w wielu ujęciach i muzyce Ennio Morricone z paru westernów. Na tym podobieństwa nie kończą się, ale można by wyliczać to przez kilka tygodni. Podobnie jest w „Bękartach wojny”, gdzie początek to inteligentna „zrzynka” z „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”. Natomiast wcześniejszy film Tarantino – „Grindhouse: Death Proof” to nawiązanie do kina drogi lat 70-tych, ze „Znikającym punktem” na czele. Quentin jest również wielkim znawcą i miłośnikiem muzyki. W jego filmach pełni ona istotną rolę. Wykorzystuje przeważnie stare nagrania, które idealnie komponują się ze scenami. Ponoć kiedy pisze scenariusz ma już w głowie gotowy podkład muzyczny. I wychodzi mu to genialnie. Najlepszym tego przykładem jest utwór "Stuck In The Middle With You", kiedy Mr. Blonde torturuje policjanta czy "Girl, You'll Be A Woman Soon" w scenie przedawkowania Mii.

Dzieła Quentina Tarantino są pełne przemocy. Jednak nigdy nie jest ona brana całkowicie serio. To raczej karykatura przemocy, bardzo przerysowane sytuacje, które, choć brutalne i często krwawe, trudno brać na poważnie. I o to właśnie chodzi. W świecie Tarantino przemoc to coś zwyczajnego i jednocześnie zabawnego. Reżyser często pokazuje ją jako konsekwencję działań bohaterów. Często są oni karani w brutalny sposób, zarówno przez ludzi, jak i los za brak lojalności. Lojalność i zemsta to ulubione tematy Quentina.


Jak każdy miłośnik kina, ma swoich ulubionych aktorów i reżyserów. Z reżyserów najbardziej ceni Briana De Palmę, Sergia Leone, Johna Woo i Jean-Luca Godarda. Quentin uwielbia ich i często cytuje w swoich filmach, nawiązując przeważnie do stylów tych reżyserów. Jeśli chodzi o aktorki, to obecnie jego najbardziej ulubioną jest oczywiście Uma Thurman, ale za młodu fascynował się Pam Grier, gwiazdą kina tzw. blaxploitation, czyli filmów klasy B opowiadających o heroicznych wyczynach czarnych bohaterów. Pam Grier pojawiła w jednym z dialogów we "Wściekłych psach" oraz jako główna bohaterka w "Jackie Brown". Z kolei wśród aktorów najwyższe miejsce zajmuje Charles Bronson, idol młodości Quentina, protoplasta wielu postaci z filmów Tarantino. Wspomina o nim kilka razy we "Wściekłych psach" oraz raz w "Prawdziwym romansie". Istnieje również grono "tarantinowskich" aktorów. Tim Roth był panem Pomarańczowym we "Wściekłych psach", drobnym złodziejaszkiem w "Pulp Fiction" i boyem hotelowym w "Czterech pokojach". Harvey Keitel to pan Biały we "Wściekłych psach", Wolf, specjalista od brudnej roboty w "Pulp Fiction" oraz pastor Jacob Fuller w "Od zmierzchu do świtu". Samuel L. Jackson zagrał Julesa Winfielda w "Pulp Fiction", Ordella Robbiego w "Jackie Brown" oraz epizody w "Prawdziwym romansie" i "Kill Bill-u". Bruce Willis zagrał boksera Butcha w "Pulp Fiction", a także pojawił się w "Czterech pokojach". Michael Madsen to Vic ze "Wściekłych psów" i Budd z "Kill Bill-a". Brad Pitt to Lloyd z „Prawdziwego romansu” i porucznik Aldo Raine z „Bękartów wojny”. Jednak z twórczością Tarantino najbardziej kojarzy się John Travolta, choć zagrał tylko w jednym filmie Quentina. Vincent Vega to najbarwniejsza postać stworzona przez tego świetnego reżysera. Oczywiście nie można zapomnieć też o Umie Thurman, która świetnie zagrała w "Pulp Fiction" i niemal genialnie w "Kill Bill-u". Do tego grona można dodać jeszcze Roberta Rodrigueza, również zdolnego reżysera i najlepszego przyjaciela Quentina. Chociaż posiada on własny styl, to jednak jego twórczość krzyżuje się z Tarantino. Rodriguez wyreżyserował "Od zmierzchu do świtu" według scenariusza Tarantino. Razem też stworzyli "Cztery pokoje". Robert był współtwórcą muzyki do drugiej części "Kill Bill-a", a w zamian Quentin wyreżyserował jedną scenę w "Sin City", gdzie pojawili się dwaj "tarantinowscy" aktorzy: Bruce Willis i Michael Madsen. Wcześniej Quentin napisał też kawał i osobiście opowiedział go w "Desperado". Poza tym obaj stworzyli "Grindhouse", dzieło składające się w dwóch, następujących po sobie filmów - "Planet Terror" Rodrigueza (w którym zagrał także Bruce Willis) i "Death Proof" Tarantino, będące rewelacyjnymi pastiszami krawawych horrorów klasy B.

Swoje grono mają także sami bohaterowie filmów Tarantino. Tworzą zamknięty świat, na który składają się poszczególne filmy. Marsellus Wallace pojawia się nie tylko w "Pulp Fiction", ale także w rozmowie we "Wściekłych psach". Tak samo jak Alabama, która jest też główną bohaterką "Prawdziwego romansu", prostytutką zakochaną w miłośniku komiksów. We "Wściekłych psach" dowiadujemy się, że była kiedyś wspólniczką pana Białego. Trzeba też wspomnieć o rzeczywistym debiucie Quentina, czyli "Urodzinach mojego najlepszego przyjaciela". To tam pojawia się po raz pierwszy wielu bohaterów znanych z "Prawdziwego romansu". Tarantino w historii Clarence'a i Alabamy wykorzystał sporo scen, pomysłów i dialogów ze swojego pierwszego (nie zachowanego w całości) filmu. Natomiast postać Richarda Gecko występuje nie tylko w "Od zmierzchu do świtu", ale także w "Mokrej robocie", do której Quentin napisał kilka scen. Z kolei szeryf Earl McGraw pojawia się zarówno w "Od zmierzchu do świtu", "Kill Bill-u" oraz "Grindhouse'ie" (w "Planet Terror" i "Death Proof"). Nazwisko Vega nosi nie tylko Vincent, lecz również Vic ze "Wściekłych psów". Tarantino twierdzi, że to bracia i w przyszłości planuje film o nich. Tylko „Bękarty wojny” tworzą – z oczywistych przyczyn – odrębny (choć na pewno nie stylistycznie) świat.



Wiadomo, że Quentina Tarantino jest genialnym scenarzystą. Nie bez powodu inni filmowcy zlecają mu poprawianie cudzych scenariuszy (np. "Karmazynowy przypływ", "Twierdza" czy "Killshot" według powieści Elmore'a Leonarda, ulubionego pisarza Quentina i autora m.in. "Rumowego ponczu", który Tarantino zekranizował jako "Jackie Brown"). A jakim naprawdę jest reżyserem? Moim zdaniem równie genialnym. Potrafi z każdego aktora wydobyć wszystko, co w nim najlepsze, a przy tym nie zapomina o najdrobniejszych szczegółach. Z wielką precyzją filmuje każdy element, który dla niego jest tak samo ważny jak aktorzy. Tę dbałość o detale widać w każdym jego filmie, a najbardziej w "Kill Bill-u". Na przykład kiedy Beatrix domyka drzwi w mieszkaniu Vernity Green albo kiedy ściera imię Billa z okna Hattori Hanzo. Widz, który kinie szuka wyłącznie efektów specjalnych nie dostrzega takich smaczków, ale one potrafią naprawdę cieszyć. Choć wizualnie filmy Tarantino też są dopracowane do perfekcji. Tak samo jak aktorstwo samego Quentina. Równocześnie z Tarantino-scenarzystą i Tarantino-reżyserem istnieje Tarantino-aktor, choć ten ostatni rzadko się pojawia, a jeśli już, to na krótko. Wyjątkiem jest rewelacyjnie zagrany Richard Gecko z "Od zmierzchu do świtu". Poza tym pojawił się m.in. w "Desperado" i "Prześpij się ze mną", a także "Włącz się do gry" czy "Sukiyaki Western Django" Takashiego Miike. No i w swoich filmach: w "Urodzinach mojego najlepszego przyjaciela" jako Clarence, we "Wściekłych psach" jako pan Brązowy, w "Pulp Fiction" jako Jimmy, a w "Jackie Brown" mogliśmy słyszeć tylko jego głos na automatycznej sekretarce. W "Death Proof" pojawił się na chwilę jako sympatyczny barman, a w "Planet Terror" zagrał przerażającego żołnierza-gwałciciela. Wszędzie zagrał bardzo naturalnie.

Podsumowując, Tarantino to człowiek-orkiestra. Genialny reżyser i scenarzysta, całkiem niezły aktor, dobry producent, a nawet zdolny oparator, o czym mogliśmy przekonać się w "Death Proof". No i jeden z najoryginalniejszych ludzi kina - czasem kontrowersyjny, ale przede wszystkim sympatyczny i naprawdę zabawny. Wiadomo, że jego twórczość nie wszystkim przypadnie do gustu, ale talentu mu nie można odmówić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz